piątek, 2 grudnia 2016

Prawybuch 5

Zbocza wulkanów zaczęła drążyć erozja. Deszcz wypłukiwał do wody bazalt, który opadał wokół ognistych wysp i tworzył osad na dnie morskim. Gromadził się tam wciąż nowy i nowy osad, aż cienka jeszcze powłoka Ziemi załamała się pod ciężarem milionów ton materiału. Wypłynęła lawa i połączyła się z tymi osadami w materiał, który miał zmienić oblicze świata.
             Powstał granit.

Był lżejszy niż bazalt, za to wyjątkowo twardy.
Z nowej skały zaczęły się formować całe płyty, które początkowo znajdowały się pod wodą, wkrótce jednak poddały się prawu wyporu i wysunęły się ponad powierzchnię wody. W ten sposób, cztery miliardy lat temu pojawiły się pierwsze wyspy pochodzenia wulkanicznego.
Ich pojawienie się zakończyło erę praoceanu.
  
    
Rozpoczął się nowy cykl erozji i narodzin lądów, który trwał miliony lat. Na bazaltowych dnach morskich zalegały warstwy osadowe o kilometrowych grubościach, lżejsze wyspy granitowe rosły i zaczynały ciągnąć za sobą ciężkie otoczenie. Wreszcie skorupa wokół wysp pękała i ląd nieodwołalnie oddzielał się od dna morskiego. Proces powtarzał się, granitowe kry rosły i rosły, aż zaczęły wchodzić sobie w drogę.
Ponieważ żadna nie ustępowała, wolno wędrujące płyty oceaniczne wgniatały je w siebie i tym sposobem utworzyły jedną olbrzymią masę lądu na wysokości równika.

Ten pierwszy superkontynent nazywał się Kenorland.

Dwa i pół miliarda lat przed naszą erą, Kenorland obejmował głównie dzisiejszą Amerykę Północną i Australię, ponadto część Afryki i odrobinę Europy.
Ten superląd był pustą, pozbawioną życia, ponurą skalną pustynią, poprzecinaną strumieniami żarzącej się magmy.
Ale w głębinach oceanu coś zaczynało się ruszać.

Cząsteczki przyciągały się, obwąchiwały wzajemnie i zawierały przyjaźnie. Wraz z pierwszym odłamkiem Kenorlandu przyrodzie przydzielono nową współpracownicę.
Ona cierpliwie czekała, dopóki nie uspokoi się najgorsze bombardowanie gruzem z kosmosu.   
     A trwała ostra strzelanina, asteroidy spadały do oceanu i na wyspy, niektóre małe, inne wielkości Majorki, albo Sycylii.
Wreszcie nieco przycichło i nowa współpracownica rozejrzała się wokół.
Nabrawszy przekonania, że nadszedł już czas na stworzenie życia, wzięła się z zapałem do pracy. Na imię jej było Ewolucja i miała w zanadrzu kilka niezmiernie ciekawych pomysłów.....


W tym miejscu kończę wpisy o pradziejach Ziemi
Wracamy z dalekiej przeszłości do wątków tegorocznych.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz